piątek, 17 lutego 2017

Magdalena Grzebałkowska 
„1945 wojna i pokój”

Biblioteka Gazety Wyborczej Warszawa 2015

Każdego dnia na całym świecie dzieją się rzeczy, które gotują ludzie ludziom. Oglądamy telewizyjne informacje i czasem mam żal do siebie, że pomiędzy kolacją, prasowaniem i innymi codziennymi zajęciami oglądam ludzkie tragedie. A kiedy mnie dosięga „coś trudnego” mam wrażenie, że świat się kończy. Człowiek – skomplikowana istota, która mając wolną wolę i otwartą głowę postępuje irracjonalnie i jakże nielogicznie.
            W moim rodzinnym domu bardzo mało mówiło się o wojnie. Kilka wspomnień dziadków, wujka. Nikt w czasie wojny nie był więźniem obozu, nikt nie zginął. Wiem, że „ruscy” ukradli pradziadkowi konie, które kochał. Wiem, że sporo rodziny mam w Rosji, gdyż po wojnie nie wrócili do Polski. Czy z powodu zawartych małżeństw, czy poglądów politycznych, nie wiem. Mam rodzinę w Gorzowie Wielkopolskim na „ziemiach odzyskanych”. Wygląda na to, że moja rodzina przeżyła wojnę w miarę spokojnie, bez tragedii, które odbiłyby się na psychice kilku następnych pokoleń.
            Opowieści po które sięga Magdalena Grzebałkowska w swej reporterskiej powieści mocno mną potrząsnęły. Zaczęłam rozmawiać na tematy wojenne i powojenne z przyjaciółmi, sąsiadami, rodziną, do której mam zaufanie i wiem, że nie będą wyolbrzymiać, naddawać opowieściom większego tragizmu.
            Wyjątkowość tej powieści, w moim odczuciu, polega na tym, że autorka zadała sobie trud rozmowy ze zwykłymi ludźmi. Doskonale złożyła to w całość ukazując Polskę powojenną, roku 1945, pohańbioną, zniszczoną i niezwykle pogubioną. Ukazała różne jej miejsca, Prusy Wschodnie, Warszawa, Śląsk, Wrocław, Sanok i ich okoliczne wsie. Ogłoszenia gazetowe, którymi dzieli kolejne części ukazują tragizm i zwykłą codzienność ludzi, którym przyszło wtedy żyć.
Przeczytałam tę powieść wypożyczoną z biblioteki, ale po jej skończeniu natychmiast kupiłam egzemplarz, który musi stać w moim domu. Marzę by sięgnęły po niego kiedyś moje córki, może wnuki. Dlaczego? Bo tych historii nie wolno zapomnieć, nie można sprowadzać wiedzy o wojnie do 1 września 1939 roku, trzeba czytać i kształtować swoje poglądy w oparciu o losy zwykłych ludzi, którzy musieli zmierzyć się z rzeczywistością, której nie chcieli. Większość narodu, chciała po prostu Normalnego życia, w zdrowiu, spokoju, z dziećmi i rodziną, a świat zaoferował im wydarzenia, które trudne zrozumieć. Jednego dnia do wsi przychodzili Niemcy drugiego Rosjanie. Jednego dnia Żyd był najbliższym sąsiadem, znajomym od dziecka, drugiego największym wrogiem.
Bardzo trudne czasy.
Choć analizując codzienność, wydarzenia dziejące się w Polsce i na świecie, to wszystko człowiek, człowiekowi. W imię idei, poglądów, odczuć, wychowania. LUDZIE!