sobota, 5 marca 2016

                                                       Teatr STU

„Kolacja na cztery ręce”

Paul Barz

Reżyseria Krzysztof Jasiński

Obsada:
Fryderyk Händel – Emilian Kamiński
Jan Sebastian Bach – Olaf Lubaszenko
Jan Krzysztof Schmidt – Maciej Miecznikowski

Teatr STU w dzisiejszy wieczór, pękał w szwach. Kiedy siadałam na wygodnym teatralnym fotelu, było mi niezręcznie, że wiele starszych osób siedziało na poduszkach, na schodach. Wstyd się przyznać, ale wygrała we mnie potrzeba widzenia aktorów z bliska, delektowania się możliwością patrzenia na mimikę. Nie chciałam by cokolwiek mi umknęło. Tym bardziej, że po raz pierwszy oglądałam na żywo pana Emiliana Kamińskiego i pana Macieja Miecznikowskiego.

Miłośnicy teatru znają doskonale tę sztukę, ja sama widziałam ją w teatrze STU jeszcze w liceum, w obsadzie Jerzy Bińczycki, Jan Nowicki, Jan Peszek. Dobrze pamiętam to jedzenie na scenie.

Sztuka opowiada o fikcyjnym spotkaniu dwóch wybitnych kompozytorów Jana Sebastiana Bacha i Fryderyka Händela w Hotelu Turyńskim w Lipsku. Obaj muzycy są sobą zachwyceni, są siebie ciekawi, jednak każdy z innego powodu. Händel ma sławę, pieniądze, publiczność na całym świecie, jest zmanierowany, zajada się ślimakami, ostrygami, pije najdroższe wina i szampany. Zaprasza Bacha, bo jest ciekawy jak taki „marny muzyczyna” komponuje utwory, które tak mocno zapadają mu w ucho. Przechwala się przed nim, puszy, ale być może przede wszystkim opowiada mu o swojej samotności i próżności świata, w którym żyje. Jan Sebastian Bach mąż i ojciec dużej ilości dzieci, kantor w kościele w Lipsku. Biedny, w lichym surducie, nigdy nie próbował prawdziwego szampana, ani innych hotelowych smakołyków, ale jest pewny piękna swej muzyki,przepełniony nią, utalentowany artysta. Ma żal do Händla, że ten go wcześniej nie przyjął, przypuszcza, że być może jego „kariera” potoczyłaby się inaczej. Zafascynowany bogatym życiem Fryderyka i jego byciem wśród królów i możnowładców Europy.Robi na mnie wielkie wrażenie wybitność tych dzieł teatralnych, które po delikatnej zmianie dialogów, drobnym uwspółcześnieniu tekstu są tak bardzo aktualne.W tej wyjątkowej realizacji i wizji reżyserskiej podobał mi się dobór aktorów. Emilian Kamiński, który grając Händela, jakby opowiadał o świecie, który zna z własnego dyrektorowania i kłopotów, jakie niesie prywatny teatr w Warszawie. Uwielbiam aktorstwo pana Emiliana, moc jego głosu, wyrazistość, szybkie przejścia między farsą, a powagą. Olaf Lubaszenko jako Jan Sebastian Bach, doskonale wykorzystał w tej roli swoją pełniejszą odsłonę. To już trzeci spektakl z panem Olafem, który oglądam ostatnio i staję się coraz wierniejszą fanką jego scenicznej swobody i dystansu do widza. Jan Schmidt, w tej roli Maciej Miecznikowski, który w sposób niezwykły dopełnił tę postać swoim operowym głosem, grą na gitarze. Jego szczupła, wysoka sylwetka, taki „pająkowaty” ruch ciałem cudownie współgrał z rolą służącego.Ten spektakl wypełnił w pełni mój głód dobrego teatru. Doskonali, profesjonalni aktorzy, wiele prawdy o współczesnym świecie ukrytej w dialogach, żarty słowne i sytuacyjne. Bardzo lubię spektakle reżyserowane przez pana Krzysztofa Jasińskiego, bo one są dla mnie bardzo bogate w „aktorstwo”, dopełnia je ciekawa scenografia i kostiumy, ale przede wszystkim dają mi z jednej strony odpoczynek od „zwykłej” codzienności, a z drugiej wymuszają refleksję nad trudnościami współczesnego społeczeństwa.Polecam każdemu ten spektakl. To profesjonalny, pełen artyzmu i mądrości życiowej teatr.Tylko nie wiem, jak zdobędziecie bilety, graniczy to bowiem z cudem. Za mało tego spektaklu w repertuarze teatru STU, zdecydowanie za mało.Serdecznie dziękuję tym osobom, dzięki którym mogłam dzisiaj oglądać ten spektakl. Jeżeli to czytają, to uśmiecham się do nich i bardzo dziękuję!

czwartek, 3 marca 2016

Teatr Stu „Księżyc i Magnolie”
Ron Hutchinson

Reżyseria: Agnieszka Lipiec – Wróblewska
Występują:
David Selznick – Olaf Lubaszenko
Ben Hecht – Szymon Bobrowski
Victor Fleming - Mariusz Witkowski
Miss Poppenghul – Barbara Kurzaj

Zamknięty pokój, w którym producent filmowy David Selznick omamia swoją wizją realizacji filmu, który odniesie wielki sukces, dwóch twórców, „Szekspira Hollywood” scenarzystę i Fleminga, reżysera. „Przeminęło z wiatrem”, gdyż to o ten film chodzi, znają wszyscy. Przeszedł do historii kina światowego, przyniósł sławę aktorom, szczególnie Vivien Leigh i Clarkowi Gable, zdobył osiem statuetek Oskara w roku 1940.
Spektakl przedstawia moment trudności z jakimi spotyka się David Selznick jako producent filmu, który ekranizuje „marną książkę”, „nudę”, „niepoprawną politycznie opowieść”. Margaret Mitchell publikuje swoją ponad tysięczną powieść w roku 1936, a rok później otrzymuje za nią Nagrodę Pulitzera. Już wtedy czytają ją miliony ludzi. David Selznick kupuje prawa do jej ekranizacji już miesiąc po jej wydaniu.
Okazuje się jednak, że napisanie na jej podstawie scenariusza filmowego, który spełnia artystyczne oczekiwania producenta, jest bardzo trudne. Pracuje nad nim kilkunastu scenarzystów, w tym także Francis Scott Fitzgerald. Spektakl pokazuje postać Bena Hechta, granego przez Szymona Bobrowskiego, scenarzystę, który poddaje się naciskowi i twórczym wizjom  Selznicka i kończy scenariusz do filmu. Wykonuje to zadanie na siłę, nie wierzy w sukces filmu, uważa książkę za gniot, nie czytał jej wcześniej, wątpi. Ale producent wymusza na nim każde zdanie, kusi pieniędzmi, powołuje się na wspólne żydowskie korzenie, poniekąd zamyka w pokoju na tydzień, o wodzie, bananie i orzeszku.
Selznick zaprasza do współpracy jeszcze znajomego reżysera Victora Fleminga, znanego z arogancji, którego kariera jest przykładem amerykańskiego dream. Od szofera, przez wynalazcę, po Oskara za reżyserię. W tej roli Mariusz Witkowski.
Trzej mężczyźni dyskutują na temat książki, filozofii filmu, obyczajowości Amerykanów, rasizmu oraz prezentują swoje indywidualne podejścia do życia, pracy i sposobów na zarabianie pieniędzy.
Jest jeszcze postać sekretarki Selznicka, panny Poppenghul doskonale granej przez Barbarę Kurzaj, śmiesznej, niby głupiutkiej sekretareczki, która odegrała ważną rolę przy boku producenta.
Spektakl mi się podobał, choć w swym wyrazie dość spokojny, ot taka niby normalna historyjka.
Najbardziej przykuwał mój wzrok Olaf Lubaszenko, który miałam wrażenie cały czas bawił się tekstem, sytuacjami. To już drugi spektakl w ostatnim czasie, w którym oglądam tego aktora i imponuje mi swobodą z jaką zagląda w oczy widzom. Patrzy na reakcje, nawiązuje kontakt. Wydaje się jakby nie miał tremy, wchodzi w rolę i do końca jest postacią, którą gra. Zawładnął, w moim odczuciu tym spektaklem i nie miałam potrzeby koncentrować uwagi na innych. Oczywiście, każde wejście Barabary Kurzaj było zabawne, ale to takie krótkie scenki na rozluźnienie.

Polecam ten spektakl, tym z Państwa, którzy chcą zobaczyć aktorstwo pana Olafa Lubaszenki i lubią w teatrze opowieści ze świata filmu. A dla miłośników filmu „Przeminęło z wiatrem”, to spektakl obowiązkowy.