czwartek, 28 kwietnia 2016

Cezary Łazarewicz

„Żeby nie było śladów – sprawa Grzegorza Przemyka”


Wydawnictwo Czarne 2016r.
Chcę się podzielić w Wami moimi uczuciami, które towarzyszyły mi podczas czytania, i wiem, że zostaną we mnie na długo. Książka reporterska, historyczna o śmierci Grzegorza Przemyka zostanie na mojej półce. Na pewno kiedyś do niej wrócę.
Niemal każdy Polak słyszał o śmierci maturzysty, który został skatowany przez zomowców 12 maja 1983 roku i po dwóch dniach zmarł. Miałam wtedy 10 lat, ale nie pamiętam ani rozmów na ten temat w domu, nie przypuszczam, by ktoś o tym wspominał w szkole, a telewizji niemal nie oglądałam. Żałuję, że nie pamiętam tamtych emocji i ówczesnych komentarzy, bo dzisiaj patrzę na te wydarzenia z zupełnie innej perspektywy i nikt już nie odtworzy tamtych napięć, strachu i reakcji zwykłych ludzi na manipulację jaką fundowali rządzący.
Cezary Łazarewicz napisał książkę wybitną, czyta się ją, w jednej chwili, trudno się od niej oderwać. Jednak ta opowieść wywołuje niedowierzanie, szyderczy śmiech, przecieranie oczu z zadziwienia. Narracja prowadzona jest niezwykle ciekawie. Książkę otwierają suche wydarzenia od 12 do 14 maja 1983 roku. Trzynasta piętnaście, lekarz odchodzi od półgodzinnej reanimacji Grzegorza i dokonuje wpisu: „tępy uraz brzucha, rozlane kałowe zapalenie otrzewnej, przedziurawienie wstępnicy, wstrząs, niewydolność krążeniowo – oddechowa”. Jakże się trzeba „wysilić” by doprowadzić wnętrzności młodego, wysportowanego, zdrowego chłopaka do takiego stanu.
Kolejne części tej „okropnej” historii stale się przeplatają. Znalazłam tu ciekawy fragment opowiadający o historii polskich literatów tamtych czasów, ale to zaspakaja jedynie ciekawość intelektualną, na resztę, ukradziono mi uczucia.
Autor z reporterską precyzją opowiada, mimo, że korzysta z dokumentów, o nieprawdopodobnych matactwach, sposobie prowadzenia polityki (Kiszczak, Jaruzelski, Urban). Groźby, inwigilacja, podsłuchy, nakłanianie do fałszywych zeznań, szukanie na każdego potrzebnego im człowieka – haka, więzienie. Kłamstwo goni kłamstwo, bohaterowie są jak w pajęczej sieci, wiedzą jak prostą drogą można się z niej wyplątać, a przy każdym kolejnym ruchu są jeszcze mocniej zaplątani. Czytając przecierałam ze zdziwienia oczy, chociaż przecież wiem, jak się żyło w tamtych czasach, czytałam, uczyłam się, słuchałam opowieści ludzi. A jednak ta „prosta” początkowo historia, stała się piętnem na całe życie, wielu jej świadków.
Początek tej dramatycznej opowieści to 12 maj 1983 roku, koniec listopad 2013 rok, kiedy umiera Leopold Przemyk, ojciec Grzegorza.
Przeczytajcie tę historię.
Mam od kilku lat takie odczucie, a od zakończenia tej książki pewność, że niewiele społeczeństwu potrzeba, by wrócić do społecznej przemocy, znieczulicy i kłamstwa, które bez względu na środki będzie wypierać złe ludzkie czyny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz