Cezary
Łazarewicz
„Żeby nie
było śladów – sprawa Grzegorza Przemyka”
Wydawnictwo
Czarne 2016r.
Chcę się
podzielić w Wami moimi uczuciami, które towarzyszyły mi podczas czytania, i
wiem, że zostaną we mnie na długo. Książka reporterska, historyczna o śmierci
Grzegorza Przemyka zostanie na mojej półce. Na pewno kiedyś do niej wrócę.
Niemal każdy
Polak słyszał o śmierci maturzysty, który został skatowany przez zomowców 12
maja 1983 roku i po dwóch dniach zmarł. Miałam wtedy 10 lat, ale nie pamiętam
ani rozmów na ten temat w domu, nie przypuszczam, by ktoś o tym wspominał w
szkole, a telewizji niemal nie oglądałam. Żałuję, że nie pamiętam tamtych
emocji i ówczesnych komentarzy, bo dzisiaj patrzę na te wydarzenia z zupełnie
innej perspektywy i nikt już nie odtworzy tamtych napięć, strachu i reakcji
zwykłych ludzi na manipulację jaką fundowali rządzący.
Cezary Łazarewicz
napisał książkę wybitną, czyta się ją, w jednej chwili, trudno się od niej
oderwać. Jednak ta opowieść wywołuje niedowierzanie, szyderczy śmiech,
przecieranie oczu z zadziwienia. Narracja prowadzona jest niezwykle ciekawie.
Książkę otwierają suche wydarzenia od 12 do 14 maja 1983 roku. Trzynasta
piętnaście, lekarz odchodzi od półgodzinnej reanimacji Grzegorza i dokonuje
wpisu: „tępy uraz brzucha, rozlane kałowe zapalenie otrzewnej, przedziurawienie
wstępnicy, wstrząs, niewydolność krążeniowo – oddechowa”. Jakże się trzeba „wysilić”
by doprowadzić wnętrzności młodego, wysportowanego, zdrowego chłopaka do
takiego stanu.
Kolejne
części tej „okropnej” historii stale się przeplatają. Znalazłam tu ciekawy
fragment opowiadający o historii polskich literatów tamtych czasów, ale to
zaspakaja jedynie ciekawość intelektualną, na resztę, ukradziono mi uczucia.
Autor z
reporterską precyzją opowiada, mimo, że korzysta z dokumentów, o nieprawdopodobnych
matactwach, sposobie prowadzenia polityki (Kiszczak, Jaruzelski, Urban). Groźby,
inwigilacja, podsłuchy, nakłanianie do fałszywych zeznań, szukanie na każdego
potrzebnego im człowieka – haka, więzienie. Kłamstwo goni kłamstwo, bohaterowie
są jak w pajęczej sieci, wiedzą jak prostą drogą można się z niej wyplątać, a
przy każdym kolejnym ruchu są jeszcze mocniej zaplątani. Czytając przecierałam
ze zdziwienia oczy, chociaż przecież wiem, jak się żyło w tamtych czasach,
czytałam, uczyłam się, słuchałam opowieści ludzi. A jednak ta „prosta”
początkowo historia, stała się piętnem na całe życie, wielu jej świadków.
Początek tej
dramatycznej opowieści to 12 maj 1983 roku, koniec listopad 2013 rok, kiedy
umiera Leopold Przemyk, ojciec Grzegorza.
Przeczytajcie
tę historię.
Mam od kilku
lat takie odczucie, a od zakończenia tej książki pewność, że niewiele
społeczeństwu potrzeba, by wrócić do społecznej przemocy, znieczulicy i
kłamstwa, które bez względu na środki będzie wypierać złe ludzkie czyny.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz