czwartek, 18 lutego 2016

Joss Stirling 
"Wyklęta"
wydawnictwo Akapit Press
premiera kwiecień 2016 r.


Elitarna angielska szkoła średnia, do której uczęszcza zamożna młodzież. Wśród uczniów, nasza główna bohaterka Raven Stone, błyskotliwa, atrakcyjna, ale pochodząca z „innego  świata” amerykanka. Trafia do szkoły z powodu tragedii rodzinnej jaka ją spotkała, a w konsekwencji opiekę nad nią przejmuje ukochany dziadek, woźny w szkole. Dziewczyna nie pasuje mentalnie do środowiska, ale docenia możliwości edukacyjne i bezpieczeństwo jakie daje jej to miejsce. Czuje się w niej outsiderką i oparcie otrzymuje jedynie od koleżanki Giny Carr. Tylko dlaczego dziewczyna nie wraca z wielkanocnych wakacji?! Czy ma to związek z posadą jej ojca ambasadora amerykańskiego w Londynie, czy jest po prostu chora, a może samolot się spóźnił podczas powrotu z ekskluzywnego wyjazdu?!
Do grona szkolnego dołączają dwaj przystojni, niezwykle bystrzy uczniowie, koledzy Kieran Storm, któremu Raven wpada w oko, od pierwszego spotkania i Joe, inteligentny podrywacz.
Szkoła, która ma być przyjazna staje się miejscem intryg, kłamstw, tajemniczych zniknięć i powrotów uczniów, nonszalancji nauczycieli.
Dla kogo pracują Kieran i Joe? Jaki wpływ na wydarzenia mają zamożni, dobrze ustawieni zawodowo rodzice uczniów? Dlaczego są w to wciągnięci również nauczyciele? Czym dla szkoły jest dwór, czy miejscem rozrywki i odpoczynku dla bogatej młodzieży, czy miejscem kryjącym jakieś tajemnice? Czy uroczy, bardzo inteligentny Kieran zakocha się w Raven, czy połączy ich sprawa do rozwiązania?
Książkę czyta się bardzo dobrze. Dużo dialogów, żartobliwe wtrącenia, swobodny, młodzieżowy styl. To przyjemność na dwa wieczory.
Jestem ciekawa dalszego ciągu, czy akcja nabierze tempa i czy będzie się można od niej oderwać choćby na zrobienie sobie herbaty.

Powieść dla dziewcząt 12 - 20 lat

wtorek, 16 lutego 2016

Teatr Stu
"Rewizor" Nikołaj Gogol
reżyseria Krzysztof Jasiński

zdjęcie z http://www.karnet.krakow.pl/aktualnosci/teatr-stu/83/rewizor_37157.html


Obsada:
Chlestakow: Krzysztof Piątkowski
Dimitrij: Marcin Zacharzewski
Antoni Ciąg- Dmuchanowski: Dariusz Gnatowski
Anna: Beata Rybotycka
Maria: Martyna Krzysztofik
Amos Łapski-Capski: Marek Litewka
Anatol Poziomka: Andrzej Róg
Piotr Bobczyński: Franciszek Muła
Piotr Dobczyński: Włodzimierz Jasiński
January Boczek: Wiesław Smełka
Kelner: Józef Małocha



Nikołaj Gogol pisarz, dramaturg wystawił „Rewizora” po raz pierwszy w 1836 roku, jednocześnie w Moskwie i Petersburgu, mocno narażając się ówczesnej władzy. Kilkakrotnie zmieniał tekst, tłumacząc się z pisarskich intencji. W 180 lat później, satyra ta, nie traci nic na znaczeniu. Problem korupcji, łapówkarstwa, poczucia władzy wśród zajmujących dość wysokie stanowiska, to stale aktualna sprawa.
Krzysztof Jasiński odświeżył spektakl dzięki, w moim odczuciu, ciekawej konwencji cyrku, kuglarstwa, błazenady, kolorowej tandety. Podziwiam reżysera za odwagę, gdyż spektakl ten, to premiera z okazji 50-lecia Teatru Stu. A przypuszczam, że krytycy literaccy będą „kręcić nosem” za zbyt mocne uwspółcześnienie i, o ile dobrze pamiętam tekst oryginalny, zmiany w żartach słownych, które mocno zbliżają do współczesnego slangu.
Kilka słów dla tych, którzy nie znają historii z „Rewizora”. Do małego, prowincjonalnego miasteczka, przyjeżdża młody urzędnik, bez grosza w kieszeni, hulaka i utracjusz, wzięty przez pomyłkę za podróżującego „w tajemnicy” rewizora. Obawiają się go wszyscy „ważni” łapówkarze, dyrektorzy, rządzący mieściną, symbolicznie przyklejeni do swoich stołków. Zaczyna się historia absurdów, obustronnych krętactw, próby udobruchania i przeciągnięcia na swoją stronę, wszelkimi sposobami „nieprawdziwego” rewizora.
Jestem pod dużym wrażeniem tej realizacji, myślę, że będzie grany przez wiele miesięcy z dużym sukcesem, gdyż aktualność problematyki i ciekawa konwencja spodoba się, zarówno młodemu pokoleniu, jak również grupie teatromanów, którzy lubią być w teatrze zaskoczeni.
Polecam tym z Państwa, którzy lubią połączenie klasyki z wrażliwością współczesnego świata.
Nie polecam tym, którzy lubią klasyczny teatr, który całą moc spektaklu wkłada w techniki starego teatru.
U Jasińskiego jest gra cyrkowych kolorów i makijaży, ruch sceniczny, stop klatki w prowadzonych pomiędzy aktorami dialogach,  triki cyrkowe i symbolika krzesła.
Czy jest to w mojej ocenie spektakl idealny, no nie, ale jedyne co mi w nim przeszkadzało, to w dwóch, trzech miejscach przegadane monologi, zbyt dosłowne wyjaśnienie tekstem sensu jakichś wydarzeń. Myślę, że pan Krzysztof Jasiński powinien zaufać widzowi, że potrafi samodzielnie dopowiedzieć puentę, a zarazem wyciągnąć wnioski, czy też, morał.
Aktorami, którzy trzymają tę sztukę i dają jej pełnię to pani Beata Rybotycka – zabawna, kolorowa, kobieco naiwna, a jednocześnie jako jedyna czuje, że coś z tym Chlestakowem jest nie tak, i pan Dariusz Gnatowski – charyzma, głos i wielki aktorski talent.  Duże wrażenie zrobił również na mnie pan Marcin Zacharzewski jako Dimitrij – wąs, ostre spojrzenie i ta nonszalancja w spojrzeniu, świetna rola.

Polecam!

wtorek, 9 lutego 2016

Ks. Jan Kaczkowski

„Grunt pod nogami – nieco poważniej niż zwykle” 

Wydawnictwo WAM 2016 r.


Miałam możliwość kupienia nowej książki księdza Jana, podczas Forum Na Rzecz Onkologii w Krakowie, gdzie był gościem specjalnym.
Zapowiadało się, że przeczytam ją na raz, od razu w piątek, ale przy mocniejszym fragmencie, kiedy popłynęły mi łzy, odłożyłam książkę, by móc pomyśleć, wzmocnić się wewnętrznie i znaleźć siłę, by czytać ją dalej.
Wyróżniłam w niej kilka części. Pierwsza, najdłuższa to kazania księdza Jana, o sile ewangelii, o odnajdywaniu jej znaczenia we współczesnym życiu, o interpretacji historii z życia Jezusa. Druga to rekolekcje wielkopostne, oparte o postacie Heroda i Piłata. Trzecia do stacje Drogi Krzyżowej, w krótkiej interpretacji księdza. Czwarta traktuje o spowiedzi.
Jednak najważniejszym tematem „Gruntu pod nogami” jest osobista relacja z Jezusem w obliczu śmiertelnej, postępującej choroby. Ksiądz Jan mówiąc bezpośrednio o swoich uczuciach, obawach, nadziei, ale i o godzeniu się z diagnozą uczy nas jak poradzić sobie w sytuacji nowotworu, swojego, czy bliskiej osoby. W jego słowach z jednej strony jest walka o każdy kolejny dzień życia, z drugiej oddanie się woli Bożej. Są fragmenty, które w moim odbiorze, uczą nas umierania.
Ta książka niesie wiele pozytywnej energii, żartu słownego, dystansu do siebie, do „uczepionego w mózgu glejaka”, ale pełno w niej refleksji nad grzesznym życiem każdego człowieka. Ksiądz Jan opowiada o sobie, swoich pacjentach z puckiego hospicjum św. Ojca Pio. Wiele miejsca poświęca wartości jaką niesie budowanie relacji z innymi ludźmi, najbliższymi, przyjaciółmi, ludźmi z pracy. Poucza byśmy nie tracili czasu na błahostki, by mądrze wykorzystać każdy dzień życia. Tylko, że taką perspektywę ma człowiek, który jest chory. Kiedy jesteśmy zdrowi, wydaje nam się, że mamy „całe życie przed sobą”, nie szanujemy chwil, które mamy dane.
„Grunt pod nogami” powinien kupić każdy człowiek, nawet niewierzący, z dwóch powodów. Po pierwsze, kupując tę książkę wspieramy finansowo hospicjum, po drugie, uważam, że każdy człowiek powinien mieć ją na półce. I nawet jeżeli dzisiaj powątpiewamy w istnienie Jezusa, denerwują na księża i organizacja kościelna, to kiedyś, kiedy zdarzy nam się ciężka choroba, lub kiedy zapadnie na nią ktoś bliski, to od księdza Jana i ze stron tej książki, pełnej jego słów, nauczymy się jak godzić się z trudnościami choroby, zaakceptowania jej, a może nawet nauczymy się jak bezpiecznie i godnie umierać. 

sobota, 6 lutego 2016

Film
"Zjawa"
reżyseria: Alejandro Gonzalez Inarritu
w rolach głównych:
Leonardo DiCaprio
Tom Hardy
operator: Emmanuel Lubezki

Dwa tygodnie po przeczytaniu książki, przyszedł ten dzień, kiedy byłam otwarta na zobaczenie realizacji Alejandro G. Inarritu. Kino, duży ekran, doskonałe towarzystwo męża.
Sala pełna, zaskoczyło mnie to gdyż recenzje internetowe filmu są mocno krytyczne, spodziewałam się więc garstki osób.
Hugh Glass uwiarygodniony przez doskonałego, moim zdaniem aktora Leonardo DiCaprio, był tym bohaterem, którego podczas czytania powieści, widziałam w wyobraźni. Mocny, bezwzględny, posiadający niewyobrażalną dla współczesnego człowieka wolę przetrwania. Jego zdolności traperskie, znajomość terenu, umiejętność radzenia sobie w najtrudniejszych warunkach przyrodniczych, zaskakuje widza przez cały film, do ostatniej minuty.
Jednak w moim odbiorze, najważniejszym bohaterem tego filmu jest przyroda. Cudowne, ośnieżone górskie szczyty, piękne leśne pejzaże, urok, naturalnej rzeki. Wiele minut filmu, to dla widza przyjemność oglądania pięknych zdjęć, widoków, o których marzy każdy podróżnik.
Zwykle nie oglądam w filmach brutalnych scen walki, dużej ilości krwi, ale przez to, że czytałam książkę wcześniej, byłam przygotowana na sceny, które zobaczę. Niemniej film jest brutalny, taki jaki sobie wyobrażałam będąc dzieckiem i czytając książki, Karola Maya, czy Jacka Londona. I zarówno książka, jak i film „Zjawa” nawiązują do tego typu literatury.
Przypuszczam, że wielu młodym ludziom, nie spodoba się ten film, gdyż odwykli od takich realizacji. Długie najazdy kamerą na twarze bohaterów, gdzie widz ma czas na pełen odbiór emocji i walki wewnętrznej postaci. Kiedy można patrzeć prosto w oczy, zarówno Glassowi, jak i Fitzgeraldowi, czując na zmianę ich emocje. Gdzie akcja nie toczy się szybkimi teledyskowymi migawkami, ale rozwija się powoli, opierając uwagę widzów na pięknie przyrody i oczekiwaniu na kolejny etap walki o przetrwanie.
Książka jest inna niż film, w moim odbiorze bardziej dzika. Scenariusz filmowy jest zmieniony, pojawia się w nim dodatkowy, mocny wątek syna, głównego bohatera. Wiele wydarzeń jest całkiem zmienionych, niektóre przeniesione w inne miejsce, a zakończenie filmu zaskakujące.
W sumie cieszę, że scenariusz jest tak odległy od powieści, bo dzięki temu film był dla mnie bardzo ciekawy i zaskakujący.
Polecam „Zjawę” tym widzom, którzy lubią stare, przygodowe filmy.  Jeżeli ktoś spodziewa się realizacji „bondowskiej”, lepiej niech poczeka i oglądnie film w domu, przy pierwszej nadarzającej się okazji. Ale trzeba pamiętać, że strata będzie na pięknych widokach i zdjęciach przyrody.
Polecam  go również dla prawdziwych mężczyzn, dla których liczy się przyjaźń, siła, przygoda, walka z nieznanym. A zniewieściali, delikatni mężczyźni, powinni wybrać coś innego.

wtorek, 2 lutego 2016

Teatr Stu Kraków
"Body Art"

Igor Bauersima i Rejane Desvignes
Reżyseria: Artur „Baron” Więcek
Obsada:
Tiger: Tomasz Schimscheiner
Fred: Marcin Zacharzewski
Lea: Urszula Grabowska
Naomi: Katarzyna Galica
Alex: Tomasz Madej

Wróciłam z teatru pełna pozytywnej energii, z głową pobudzoną do myślenia, czuję się jakby ktoś zanurzył mnie w ogromnej ilości przeróżnych działań artystycznych. Jestem jak nakręcona, przychodzą mi do głowy ciekawe tematy do dyskusji z mężem, ze znajomymi. Spektakl „Body Art” to dzieło doskonałe, wielowarstwowe, z niezapomnianymi kreacjami aktorskimi.
Performance czyli taka sytuacja artystyczna, która wykorzystuje ciało performera jako podmiot do wyrazu artystycznego. Tatuaże, które zdobią lub szpecą ciała ludzi w różnym wieku. Aktorstwo jako super czuły sposób odbioru rzeczywistości.
Lea i Fred para twórczych ludzi, którzy czują niemożliwość przełożenia swoich talentów na pieniądze. Ich „mdłą” codzienność przerywa stary przyjaciel Tiger, w tej roli niezwykły Tomasz Schimscheiner. Artysta, utracjusz, intelektualista, człowiek doskonale czujący innych ludzi, pozytywnie zakręcony, kochający swoje wytatuowane ciało, szaleniec. Zwykła koleżeńska impreza z papierosami, absyntem, „dragami”, ale skutkująca dalszym ciągiem, niezwykle zaskakującej akcji. Nie zdradzę więcej, dodam jedynie, że w tym spektaklu będzie, i kryminalnie, i seksualnie, i intelektualnie, i śmiesznie.
„Body Art” zawiera w sobie wszystko, co nowoczesny, współczesny teatr powinien mieć. Bardzo ciekawa opowieść, nowoczesna realizacja techniczna, kamera, światło, muzyka, prezentacje. I co prawda, widziałam to w teatrze już kilkakrotnie, to w tym przedstawieniu wszystkich tych elementów jest tyle ile trzeba, ani za dużo, ani za mało.
Tematyka wymusza na widzu, odbiorcy zamyślenie nad istotą przyjaźni, kłamstwem, spekulacyjnymi zachowaniami człowieka, a przede wszystkim nad granicami wyrazu artystycznego, poświęcenia siebie dla artystycznej kreacji.
Tomasz Schimscheiner gra doskonale, głos, mimika, wejście w graną postać, ruch sceniczny. Nie mogłam oderwać od niego oczu. Grająca przez niego postać wywoływała we mnie stale jakieś bardzo mocne uczucia.
Urszula Grabowska, którą uwielbiam w teatrze. Piękna, utalentowana, wybitna aktorka. Katarzyna Galica, która podziwiam za odwagę w roli Naomi, ale nie zdradzę nic więcej. Chociaż miałam wrażenie, że była dzisiaj mocno przeziębiona, a mimo to grała na 100 proc.
Polecam „Body Art” widzom, którzy lubią spektakle wymagające pełnego zanurzenia się widza, w tym co dzieje się na scenie, w tym co słyszy w świetnie napisanych dialogach.
Chylę czoło przed aktorami, reżyserem i twórcami spektaklu. To prawdziwi artyści.
Kolejne spektakle „Body Art” w Teatrze Stu: 03.02 czyli jutro i dwa spektakle w czerwcu, 4 i 5.

POLECAM! Rezerwujcie bilety.