poniedziałek, 29 sierpnia 2016

David Hewson

„Niewłaściwa dziewczynka”

Wydawnictwo Marginesy 2016


Akcja tego kryminału zaczyna się, w niezwykłym dla wszystkich dzieci świata dniu, gdy przybywa Sinterklaas (św Mikołaj), wraz ze swą świtą Zwarte Pietem, czyli młodymi psotnikami, z czarnymi twarzami i dużym ciężkim workiem z prezentami. Na placu, gdzie ma przybyć Sinterklaas jest mnóstwo ludzi, szczególnie dzieci, czekających na spotkanie z wyczekiwanym gościem. Są tam również dwie dziewczynki, ośmioletnie, blondynki, ubrane w identyczne różowe kurtki z wzorkiem My Little Pony. Jedna z nich Saskii córka zamożnej holenderskiej rodziny, druga Natalia, córka biednej, gruzińskiej kurtyzany. Porwanie dziecka, ale którego, bogatszej dla okupu, czy biedniejszej w innym celu. Handel żywym towarem, przecież to Amsterdam, stolica nierządu, legalnych używek, swobodnej moralności.
Pieter Vos zajmuje się sprawą porwania dziewczynki, ale niestety napotyka na poważną trudność, wszędobylscy, agresywni agenci AIVD, holenderskich tajnych służb. Mirjam Fransen i Thom Geerts, pewni siebie, hamujący działania policji, wtrącają się wszędzie, odmawiają współpracy, a przede wszystkim mający inny cel działań, niż odnalezienie maleńkiej dziewczynki.
Porwana dziewczynka jest sprytnym, mądrym dzieckiem, analizuje, zostawia ślady, próbuje uciec. Czy jej się uda?
Matka porwanej poszukuje swojej drogi odzyskania dziecka, „podpisuje” pakt z Cemem Yilmazem sutenerem, który będzie kosztował ją wiele bólu i ryzyka.
Autor niezwykle inteligentnie buduje poszczególne warstwy tej opowieści, a jest ich wiele, z wątkiem islamskim i postacią Ismaila Alamy, na czele. Czyżby porwanie dziewczynki miało jakiś związek z tym człowiekiem? Jakie powiązanie ma porwane dziecko z problemem islamskim?
„Niewłaściwa dziewczynka” to druga część cyklu amsterdamskiego.
Lubię powieści Davida Hewsona, gdyż autor niezwykle ciekawie łączy sprawę kryminalną z tłem społecznym współczesnego Amsterdamu.
Polecam tym czytelnikom, którzy lubią sprawy kryminalne z ciekawym tłem obyczajowym. 

czwartek, 18 sierpnia 2016

Guillaume Musso

„Będziesz tam?”

Wydawnictwo Albatros 2008


Kolejne moje spotkanie z powieścią niezwykle popularnego na świecie i autora wielu tytułów Guillaume Musso.
Głównym bohaterem jest Elliott, świetny chirurg, wspaniały ojciec, oddany przyjaciel. Wolny czas jaki pozostaje mu po ciężkiej pracy lekarza, spędza w różnego rodzaju akcjach humanitarnych Czerwonego Krzyża. Uratowawszy małego chłopca przed odrzuceniem i skazaniem na wieloletnie kalectwo, wykonując operację zajęczej wargi w Kambodży, otrzymuje od jego ojca możliwość spełnienia swojego wielkiego marzenia.
Elliott nie ma wątpliwości, że chce jeszcze raz zobaczyć miłość swojego życia, Ilenę, niewidzianą od trzydziestu lat.
Pokusa jest ogromna, chęć zmiany wydarzeń z przeszłości.
W jaki sposób sześćdziesięcioletni mężczyzna oszuka przeznaczenie, los? Czy jego przyjaciel Matt, niezwykle z nim związany i oddany, pomoże mu w tej niezwykłej podróży, czy nigdy nie uwierzy w przenoszenie się w czasie?
Niemal każdy z nas przeżył w swoim życiu takie wydarzenia, które po jakimś czasie chciałby zmienić, by pewne sytuacje się nie zdarzyły. Mamy świadomość, że często jedna dość krótka chwila zmienia całkowicie nasze życie. Szczególnie wtedy, gdy tym wydarzeniem jest śmierć. Ale jak pogodzić podróże w czasie, zmiany przeszłości z wiarą w Boga, z losami innych ludzi, którzy w jakiś sposób są z nami połączeni?
Zauroczyłam się książkami Musso, gdyż są niezwykle filmowe, magiczne, może nawet odrealnione. Czyta się je niezwykle szybko, przyjemnie. Fabuła skonstruowana jest w mistrzowski sposób, autor doskonale buduje napięcie. Ostatnie kilkadziesiąt stron „połyka się”, by wiedzieć co wydarzy się w kolejnym rozdziale.
Bardzo dobra książka na relaks, odpoczynek po pracy, na miły wieczór w głębokim fotelu z kubkiem herbaty.
Polecam!

środa, 17 sierpnia 2016

Zachar Prilepin

„Sańkja”


Wydawnictwo Czarne 2008



Przeżywam swego rodzaju fascynację Rosjaninem, pisarzem Zacharem Prilepinem. Poznaję jego twórczość powoli i jak zwykle zaczynam od końca. Jako pierwszą przeczytałam ostatnią przetłumaczoną na język polski powieść „Klasztor”, ale o niej innym razem. Zaintrygowana zaczęłam szukać poprzednich jego powieści. Wpadła mi w ręce „Sańkja”, wydana w Rosji w 2006, w Polsce dwa lata później.
Bohaterem jest dwudziestodwuletni Sasza Tiszyn, chłopak niezależny, uparty, silny. Jego młodość to bunt, bunt przeciwko państwu, które uśmierca słabych i daje wolność podłym i wulgarnym. Sasza sam stawia sobie pytanie, po co ma to znosić. Nie chce żyć w państwie, które co chwilę zdradza samo siebie i każdego swego obywatela.
Sasza pochodzi z prostej, ubogiej wiejskiej rodziny. Rosyjskiej rodziny. Normalnej rodziny. Gdzie są troskliwe, oddane kobiety i dużo pijący mężczyźni, gdzie zawsze zdarza się, że komuś udaje się wykształcić, wybić i wyjechać do miasta. Tym kimś jest ojciec Saszy, który przedwcześnie umiera.
Jednym z ważniejszych tłumaczeń Saszy, dlaczego angażuje się w „Sojusz”, który łamie prawo, powstaje przeciwko władzy, dokonuje aktów przemocy, jest ścigany, jest argument, że takie działania charakteryzują ludzi pozbawionych ojców, którzy szukają tego, komu są potrzebni jako synowie.
Ta powieść jest mocna, pełna agresji, przemocy, męska. A jednocześnie bohater poprzez relacje z dziadkami i matką pokazuje swój rodzinny sentymentalizm. Niezwykle ciekawe było dla mnie czytanie o bohaterze, który postępuje wariacko, okrutnie, a jednocześnie analizuje swoich przodków, czuje więź z miejscem pochodzenia swojej rodziny.
Zachar Prilepin jest  dla mnie jeszcze nie odkrytym pisarzem. Cały czas się zastanawiam jak mu się udaje, być jednocześnie niezwykle popularnym pisarzem rosyjskim, piszącym dość odważnie o rewolucji, o historii Rosji, i tłumaczonym w wielu krajach świata. Do tego należy jeszcze napomknąć, iż jest weteranem obydwu wojen czeczeńskich.
Czekam niecierpliwie na tłumaczenie najnowszej jego książki, którą wydał w Rosji niedawno.
Polecam tym czytelnikom, którzy lubią mocną, wielowątkową, niełatwą literaturę rosyjską.

wtorek, 16 sierpnia 2016

Elizabeth Strout

„Mam na imię Lucy”

Wielka Litera 2016



Wydawnictwo Wielka Litera włożyło dużą pracę w promocję tej książki. Przez kilka dni miałam wrażenie, że widzę „Mam na imię Lucy” wszędzie, kupiłam. Ale jeszcze coś innego wpłynęło na moją decyzję, główny temat tej opowieści, pogodzenie się matki i córki w sytuacji choroby.
Książkę czyta się szybko, w zasadzie miałam wrażenie, że to taki czas, jaki poświęcamy na przeglądnięcie miesięcznika dla kobiet. I to jest najważniejszy argument polecający. Lepiej sięgnąć po najnowszą książkę Elizabeth Strout, niż czytać gazetę, choć emocje, zainteresowanie, głębia jest dość podobna.
Pomysł na fabułę, w moim przekonaniu doskonały. Konflikt między matką a córką, taki głęboki, wywołujący ból, stawiający wiele pytań, wpływający na postrzeganie siebie, jest dość częsty i rzadko udaje się z niego wyjść. Wzajemne rozczarowania tych najbliższych sobie osób, głęboko zapadają w serce i umysł człowieka, szczególnie wtedy, gdy jest się dzieckiem.
Lucy trafia do szpitala, choroba nie jest bardzo poważna, ale musi w nim spędzić jakiś czas. Odwiedza ją matka, z którą od lat się nie rozumie, ale tęskni. Bohaterka dostaje skrzydeł, kiedy czas spędzony z matką wykorzystuje na rozmowy, jakich nigdy wcześniej nie prowadziły.
Stopniowo poznajemy życie Lucy, wybory jakich dokonuje, jej rodzinę, jej działania zawodowe.
Nie zachwyciła mnie ta książka, może dlatego, że spodziewałam się po niej zbyt wiele. Temat konfliktu z matką i odbudowywanie więzi przedstawione przez autorkę, jest dla mnie nierealne, zbyt cukierkowe, nie ukazujące ani delikatności uczuć, ani głębi problemu. Rozmowy między kobietami, nie były zbyt realne.
Ot, takie gazetowe czytadełko.
29 września wydawnictwo Wielka Litera zapowiedziało wydanie kolejnej książki Elizabeth Strout „Bracia Burgess”. Czy kupię?! 

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Guillaume Musso

„Ta chwila”

Albatros 2016r.

Kiedy podróżuję lubię wchodzić do księgarni, szczególnie tych w małych miasteczkach. Najnowszą książkę bardzo poczytnego autora Guillaume Musso dojrzałam na ladzie, w niezwykłej księgarni w Giżycku. O ile innych tytułów było po jednym, najwyżej dwóch egzemplarzach, to tej powieści kilkanaście. Zaintrygowana kupiłam i przeczytałam na jednym długim oddechu.
„Historia naszego życia, to historia naszych lęków”.
Arthur Costello otrzymuje od ojca w spadku latarnię morską, latarnię dwudziestu czterech wiatrów. Musi obiecać, że jej nie sprzeda i spróbuje rozwikłać historię zniknięcia dziadka.
Arthur wchodzi w zakazane miejsce latarni i znika. I tak dwadzieścia cztery razy, w dwadzieścia cztery lata.
Magia?!
Dlaczego ja nadal czytam tę książkę, skoro nie przepadam za science fiction? Zżera mnie ciekawość, w jakim miejscu odnajdzie się Arthur w kolejnym roku, jak spędzi ten jeden dany mu dzień.
Kiedy znikał po raz nasty, byłam już nieco znużona. Słaba ta książka, pomyślałam i nie oderwałam się nawet na chwilę, bo… zakończenie wprawiło mnie w osłupienie. Jak wykonując mój zawód nie domyśliłam się, że wszystko zamyka się w naszej skomplikowanej ludzkiej naturze.
Polecam tę książkę! Nie wyobrażam sobie, by komuś mogłaby się nie podobać. Zamówiłam już poprzednią książkę autora. Czas w moim czytelniczym świecie na Musso.
Andres Vidal

„Dziedzictwo Ziemi”

Albatros 2013r.


Powieść Andresa Vidala wydana w Hiszpanii w 2010 roku, w Polsce trzy lata później. Pamiętam moment kiedy pojawiła się w księgarniach, ale wtedy większą uwagę zwróciłam na „Warsztat książek zakazanych”, wydaje mi się, że „Dziedzictwo Ziemi” przeszło bez większego echa, a szkoda, gdyż dla miłośników powieści takich jak „Filary Ziemi”, „Katedra w Barcelonie” to miły kąsek. Sięgnęłam na biblioteczną półkę z „nowościami” i z ochotą zabrałam do domu tę wielostronicową opowieść.
         Akcja tej książki rozpoczyna się w 1815 roku w Hiszpanii, kończy 1881 roku, to bez mała sześćdziesiąt sześć lat opowieści z życia niezwykłego człowieka, Rosendo Roci. Autor przedstawia nam małego chłopca, ubogiego, nieco dziwnego, moje pierwsze skojarzenie było związane z autyzmem, prześladowanego przez grupę chłopaków. Dochodzi do bójki, która zmienia życie Rosendo i jego rodziców. Z zamkniętego w sobie chłopca wyrasta mężczyzna, który ma jasno sprecyzowany plan na życie, a ludzie których spotyka na swojej drodze, tylko go w tym umacniają.
         Mimo wielu stron, powieść czyta się niezwykle szybko, napisana jest sprawnie, nie ma w niej dłużyzn, zbyt wielu opisów. W życiu bohaterów dzieją się rzeczy, zwykłe, adekwatne do sposobu życia ludzi w XIX wiecznej Hiszpanii. Miłość, praca, marzenia, zazdrość, uniesienia, przyjaźń, okrucieństwo. A wszystko na tle zmian społecznych i politycznych, rewolucji przemysłowej, wykorzystania węgla, odsunięcia od ciężkiej, kopalnianej pracy zwierząt.
Rosendo Roca to mężczyzna przedsiębiorczy, cierpliwy, oddany pracy i kochający wielką miłością. Kogo wybierze na towarzyszkę życia? Bogatą, pewną siebie i swoich wdzięków pannę, czy dziewczynę z sąsiedztwa? Jaki los go czeka? Dlaczego tak wielu ludzi, będzie mu przeszkadzało w realizacji marzeń?
         Polecam tę powieść miłośnikom sag, wielowątkowych historii, wplecionych w wydarzenia historyczne.

sobota, 13 sierpnia 2016

Sławomir Koper
„Afery i skandale Drugiej Rzeczypospolitej”
Bellona Warszawa 2011



Książka historyczna, ale napisana przez autora, który potrafi narrację prowadzić w taki sposób, że można  mieć wrażenie, że to doskonały, lekki bestseller. Bardzo lubię styl Sławomira Kopera, a także jego pasję historyczną.
         Tekst podzielony jest na kilka rozdziałów, gdzie każdy opowiada o innym wydarzeniu dwudziestolecia międzywojennego. Zastanawiając się, który z nich zapadł mi w pamięć, uzmysławiam sobie, iż każdy zostanie we mnie, a książka zostanie w domowej biblioteczce, gdyż na pewno do niej wrócę.
Zabójstwo prezydenta Gabriela Narutowicza, zaginięcie generała Zagórskiego, o którym nigdy wcześniej nie słyszałam, mimo niezłych ocen z historii. Niezwykle ciekawe przedstawienie skomplikowanej postaci Boya – Żeleńskiego, który ma tyleż samo wrogów, co oddanych czytelników i wielbicieli. Zaskakująca historia Brześcia, sprawa Rity Gorgonowej, która nie była dla mnie nowa, gdyż kilka miesięcy temu widziałam spektakl teatralny w krakowskim Teatrze Starym, ale znowu odżyła wyobraźnia, a Sławomir Koper ukazał nieznane mi wątki, szczególnie dotyczące lwowskiego procesu. Historia powstania Żyrardowa i afera, która niezwykle przypomina współczesne historie, szybkich, zadziwiających fortun, gdzie polityka miesza się ze złodziejstwem i cwaniactwem. Postać prezydenta Mościckiego i jego małżeński mezalians. Rola Józefa Piłsudskiego w powstaniu obozu w Berezie Kartuskiej. Samobójstwo premiera Walerego Sławka.
         Po przeczytaniu tej książki pojawiają się w mojej głowie pytania dotyczące Józefa Piłsudskiego, jego roli w wielu wymienionych wyżej wydarzeniach, a przede wszystkim uzmysłowiłam sobie, jak niewiele wiemy o człowieku, dla którego stawiamy pomniki, przywołujemy wydarzenia, które pozytywnie wpłynęły na kolejne lata naszego kraju, ale są sprawy o których, albo nie wiemy, albo lepiej o nich zapomnieć.
         Polecam tę książkę każdemu, kto lubi historię Polski, ale napisaną w sposób prosty, przystępny dla nie historyków. Ja sama niedługo sięgnę po inne książki autora.

         Może tak powinny wyglądać lektury szkolne, dla licealistów?!