Elizabeth
Strout
„Mam na imię
Lucy”
Wielka
Litera 2016
Wydawnictwo
Wielka Litera włożyło dużą pracę w promocję tej książki. Przez kilka dni miałam
wrażenie, że widzę „Mam na imię Lucy” wszędzie, kupiłam. Ale jeszcze coś innego
wpłynęło na moją decyzję, główny temat tej opowieści, pogodzenie się matki i
córki w sytuacji choroby.
Książkę
czyta się szybko, w zasadzie miałam wrażenie, że to taki czas, jaki poświęcamy
na przeglądnięcie miesięcznika dla kobiet. I to jest najważniejszy argument
polecający. Lepiej sięgnąć po najnowszą książkę Elizabeth Strout, niż czytać
gazetę, choć emocje, zainteresowanie, głębia jest dość podobna.
Pomysł na
fabułę, w moim przekonaniu doskonały. Konflikt między matką a córką, taki głęboki,
wywołujący ból, stawiający wiele pytań, wpływający na postrzeganie siebie, jest
dość częsty i rzadko udaje się z niego wyjść. Wzajemne rozczarowania tych
najbliższych sobie osób, głęboko zapadają w serce i umysł człowieka,
szczególnie wtedy, gdy jest się dzieckiem.
Lucy trafia do
szpitala, choroba nie jest bardzo poważna, ale musi w nim spędzić jakiś czas. Odwiedza
ją matka, z którą od lat się nie rozumie, ale tęskni. Bohaterka dostaje
skrzydeł, kiedy czas spędzony z matką wykorzystuje na rozmowy, jakich nigdy
wcześniej nie prowadziły.
Stopniowo
poznajemy życie Lucy, wybory jakich dokonuje, jej rodzinę, jej działania
zawodowe.
Nie
zachwyciła mnie ta książka, może dlatego, że spodziewałam się po niej zbyt
wiele. Temat konfliktu z matką i odbudowywanie więzi przedstawione przez
autorkę, jest dla mnie nierealne, zbyt cukierkowe, nie ukazujące ani delikatności
uczuć, ani głębi problemu. Rozmowy między kobietami, nie były zbyt realne.
Ot, takie
gazetowe czytadełko.
29 września
wydawnictwo Wielka Litera zapowiedziało wydanie kolejnej książki Elizabeth
Strout „Bracia Burgess”. Czy kupię?!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz