wtorek, 16 sierpnia 2016

Elizabeth Strout

„Mam na imię Lucy”

Wielka Litera 2016



Wydawnictwo Wielka Litera włożyło dużą pracę w promocję tej książki. Przez kilka dni miałam wrażenie, że widzę „Mam na imię Lucy” wszędzie, kupiłam. Ale jeszcze coś innego wpłynęło na moją decyzję, główny temat tej opowieści, pogodzenie się matki i córki w sytuacji choroby.
Książkę czyta się szybko, w zasadzie miałam wrażenie, że to taki czas, jaki poświęcamy na przeglądnięcie miesięcznika dla kobiet. I to jest najważniejszy argument polecający. Lepiej sięgnąć po najnowszą książkę Elizabeth Strout, niż czytać gazetę, choć emocje, zainteresowanie, głębia jest dość podobna.
Pomysł na fabułę, w moim przekonaniu doskonały. Konflikt między matką a córką, taki głęboki, wywołujący ból, stawiający wiele pytań, wpływający na postrzeganie siebie, jest dość częsty i rzadko udaje się z niego wyjść. Wzajemne rozczarowania tych najbliższych sobie osób, głęboko zapadają w serce i umysł człowieka, szczególnie wtedy, gdy jest się dzieckiem.
Lucy trafia do szpitala, choroba nie jest bardzo poważna, ale musi w nim spędzić jakiś czas. Odwiedza ją matka, z którą od lat się nie rozumie, ale tęskni. Bohaterka dostaje skrzydeł, kiedy czas spędzony z matką wykorzystuje na rozmowy, jakich nigdy wcześniej nie prowadziły.
Stopniowo poznajemy życie Lucy, wybory jakich dokonuje, jej rodzinę, jej działania zawodowe.
Nie zachwyciła mnie ta książka, może dlatego, że spodziewałam się po niej zbyt wiele. Temat konfliktu z matką i odbudowywanie więzi przedstawione przez autorkę, jest dla mnie nierealne, zbyt cukierkowe, nie ukazujące ani delikatności uczuć, ani głębi problemu. Rozmowy między kobietami, nie były zbyt realne.
Ot, takie gazetowe czytadełko.
29 września wydawnictwo Wielka Litera zapowiedziało wydanie kolejnej książki Elizabeth Strout „Bracia Burgess”. Czy kupię?! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz